Pogarda, bo ciężko precyzyjnie narysować słowem uczucia.
Pogarda po prostu najlepiej pasuje do uczucia jakie towarzyszy związkowi z Sm albo Ct. To jest ta wibracja jaką najczęściej od niej/niego odbierasz. Dziwisz się lub nie czemu, ale i tak wyjaśnię.
Jest taki moment w tego typu związkach, w którym po kolejnym ciosie zardzewiałą finką w brzuch, mówisz sobie pierdolę to. Kończą się esy, mejle, telefony. Przynajmniej ja tak mam. Mam w głowie tylko jedno kółko zębate, które się kręci zawsze dla jednej. Gdy zbyt wiele zębów zostanie wyłamanych – przestaje i tyle. Tak było kiedyś z M2. Gdy oznajmiła, że śpieszy się na woskowanie (włosów z dupy – dopisek redakcji). Zębatka strzeliła a ja usłyszałem metaliczny stukot śrub i innych części we łbie.
Zostawmy z boku ludzi gardzących dla sportu. Pewnie można na takich trafić przynajmniej teoretycznie. Pominę również milczeniem sytuacje w których sam zgrzeszyłem faktycznie i zasłużyłem na pogardę. Te dwie sytuacje mieszczą się w tzw „błędzie statystycznym”.
Większość to…
Otóż wchodząc w związek z córeczką taty lub synkiem mamusi przenosisz na nią lub niego uczucia odziedziczone od rodziców z Twojego domu. Brak pochwał, wieczne niezadowolenie, prawdziwą niechęć i pogardę, naśmiewanie się z sukcesów, itede. Z jednej strony kochasz się w nim bo przypomina mamę (tak! Tak też bywa) a z drugiej PRZENOSISZ z tym, z całym „dobrodziejstwem inwentarza” cały syf, o którym gdybyś wiedział, to w życiu nie wydałbyś/wydałabyś 19 groszy na pierwszy SMS’a do niej.
Smutne, nie?
PS: Zapomniałem puenty.
Odbierając „pogardę” odbieramy w 90% przypadków fałszywy kod. Wniosek: nie zabierajcie się do czyszczenia kontaktów w telefonie, fejsbuku i mejlu.